niedziela, 29 września 2013

Dar od Boga?

Witajcie!

Wczoraj miałam niesamowite przeżycie. Zaczęło to się tak...
Ktoś uderzył w nasze auto i oczywiście są szkody. Razem z mamą miałyśmy już podejrzenia co do tego kierowcy. Możliwe, że był to nasz sąsiad. Poszłyśmy wieczorem wyjaśnić sprawę. Niestety, dzwoniłyśmy i dzwoniłyśmy tym domofonem, ale nikt nie odbierał. W ich mieszkaniu ciemno, a ich auta brak. Myślałyśmy, że sąsiad odjechał do warsztatu wypolerować rysy i pęknięcia, żeby nie było śladu. Jednak, gdy chodziłyśmy wkoło bloku zauważyłyśmy kotkę. Miała chyba ok. 6 miesięcy, podobnie jak Alex. Za chwilę przyszła do nas starsza kobieta. Znałyśmy ją z widzenia, np. z kościoła, z rynku itp. Wyglądała nam zawsze na bardzo dobroduszną chrześcijankę, która miała gdzieś 77 lat, ale wiadomo, wiek to tylko liczba. ;) No więc, podeszła do nas i zapytała się, czy coś się stało. Mama odpowiedziała, że nic tylko znalazłyśmy sześciomiesięczną kotkę. Ona zaczęła nam opowiadać, że ma z sześć kotów, które nazywają się Wojtek, Marusia, Kajtek itp... Mówiła nam też, że znalazła gołąbka z pisklęciem, który miał nóżki zaplątane w jakieś żyłki i był razem z tym pisklaczkiem. Ona je zobaczyła, pożałowała i zaniosła do pani weterynarz, by wyleczyć. Okazało się, że starszy osobnik u jednej łapki miał tylko "kikuta", a druga była zaplątana w tą żyłkę aż do kości! Na szczęście udało się go uratować, ale pisklaczka, niestety... ...był za słaby, posiniaczony i obolały. Gdy gołąb wyzdrowiał wzięła go, pocałowała w główkę i powiedziała: "Leć malutki!" i puściła go. Odfrunął w niebo, wirował z wiatrem i był jej wdzięczny, że mu pomogła. Kobieta mówiła, że gołębie są tak wyrozumiałymi i mądrymi stworzeniami, że nikt by nie pomyślał. A co do kotki, mówiła, że ma cieczkę i "szuka kawalera". To dziwne, bo dopiero teraz dowiedziałam się, że w wieku sześciu miesięcy kotki mają cieczkę... To był dziwny zbieg okoliczności w takim sensie, że mój dziadek chciał jakiegoś kota, który by ganiał myszy itd. No więc po godzinie rozmowy ze starszą panią poszłyśmy po transporter i wzięłyśmy kotkę do środka. Oczywiście najpierw zadzwoniłam do dziadków, czy na pewno chcą kota. Dziadek powiedział, że tak. No to pojechałyśmy. Tylko, że gdy byłyśmy w drodze, doznałam dziwnego uczucia. Tak jakby... WYRZUTY SUMIENIA... Kotka tak miałaczała, jakby chciała powiedzieć "Proszę, nie wywoź mnie. Ja mam tam swój dom! Jest mi tam dobrze!" . Gdy przywiozłyśmy ją do dziadków babcia stwierdziła, że nie będzie gdzie ją trzymać by się oswoiła. (Oczywiście ja myślałam, że będzie ganiać po podwórku) Potem jeszcze mówiła, że jak pies ją chapnie... Trochę się o nią bałam, a kotka jeszcze tak miałczała! Patrzyła mi prosto w oczy, jakby znowu chciała powiedzieć "Przywieź mnie z powrotem!" I tak też postąpiłyśmy. Zawiozłyśmy ją z powrotem do "wnęki", w której "mieszkała". Za chwilę patrzę, a kotki nie ma. I co widzę? Kotka ma przejście do kotłowni, a ja chciałam jej znaleźć dom, by na zimę nie zamarzła! Więc sukces! A i jeszcze się okazało, że kotkę dokarmiają ludzie i jest jej dobrze. Fajnie, że tak ta sytuacja się skończyła. Ale co do tytułu posta: "Znak od Boga?" Myślicie pewnie, czemu taki tytuł. A taki, ponieważ jestem z siebie dumna, że Bóg był dla mnie tak miłosierny i że dał mi życie, ale również, że dał mi dar empatii i rozumienia zwierząt. Jestem z siebie dumna, że rozumiem zwierzaki i mogę się z nimi zaprzyjaźniać, one mogą ufać MI,a ja IM. Dziękuję Bogu, że mnie stworzył i że żyję na tym świecie, ja i my wszyscy możemy go zmieniać na lepsze.

Pozdrawiam Was serdecznie!

Ania

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Napisany przez Ciebie komentarz jest dla mnie bardzo ważny. Dla Ciebie to tylko napisanie paru słów, a dla mnie to ważna opinia na temat mojego bloga. Proszę, byś nie używał/a wulgaryzmów, nie przeklinał/a, a jeśli Twój komentarz będzie niezrozumiały, zostanie usunięty. Dzięki za poświęcony czas. :)